AdRunaLine Team miał tam swoich reprezentantów. Grzegorz Urbańczyk wystartował na dystansie 21+ km. Bronił on swojej wygranej z poprzedniego roku, podczas której ustanowił rekord trasy. Oprócz tego startowali zawodnicy Grzegorza, należący do jego For Run Team.
Wystartowałem w Zielonka Challenge już drugi raz z rzędu. Uwielbiam Puszczę Zielonkę, a zawody to doskonały sposób na poznanie nowych tras i wspaniała zabawa. Postanowiłem przed startem, że postaram się powalczyć o poprawienie swojego zeszłorocznego czasu, a jeśli przeciwnicy pozwolą, także o zwycięstwo. Wystartowałem więc dosyć żwawo, goniąc jednego z zawodników. Okazało się, ze jest to Paweł, biegacz, który w poprzedniej edycji wygrał dystans 45 km. W tym również tę opcję wygrał. Prowadziłem na swoim dystansie. Patrząc na zegarek wiedziałem, że poruszam się szybciej niż w poprzednim roku na tym odcinku. A więc walka o rekord zaczęła się dobrze. Po podbiegu na Dziewiczą Górę, który był ok 7 km, postanowiłem ruszyć szybszym tempem, w czym pomogły strome zbiegi. Biegłem z uśmiechem na twarzy, bo chociaż jestem biegaczem „z ulicy”, najwięcej radości z biegu czerpię w urozmaiconym leśnym i górskim terenie. Do 19 km mój bieg był prawie idealny. Trzymałem dobre tempo, które wróżyło wynik w okolicach 1 godziny i 40 minut. Niestety w pewnym momencie przestałem zauważać oznakowania trasy. Mimo, że praktycznie byłem pewien, że dobrze biegnę, zwątpiłem. Postanowiłem pobiec jeszcze kilkaset metrów, by sprawdzić czy może gdzieś dalej będą oznaczenia. Nie było… Postanowiłem, że zawrócę i odnajdę zaginione oznaczenia. Po chwili spotkałem kolejnego biegacza. Też miał taki problem jak ja. Zastanawialiśmy się co zrobić. W tym czasie nadbiegł kolejny zawodnik, który oznaczeń też nie widział, ale miał wgraną trasę do zegarka. Stwierdził, że jesteśmy na dobrym dukcie. Ruszyłem ile sił w nogach, łudząc się że uzyskam dobry wynik. Dodatkowo jeszcze moja przewaga nad innymi zawodnikami stopniała do zera, więc musiałem także od nowa walczyć o pozycję lidera. Nieco zdenerwowany biegłem przed siebie, starając się obliczyć jaki czas na mecie mogę osiągnąć. Na ok. 2-3 km przed metą zacząłem czuć trudy biegu i panującej, upalnej pogody. Nogi stawały się cięższe i tempo spadło. Pewnie miało na to wpływ zdarzenie z brakiem oznaczeń, przez który pokonałem dodatkowe 1,5 km. Na metę wbiegłem jednak jako zwycięzca z czasem 1:50:37 . Byłem trochę zły na ułożenie się biegu, ale zadowolony, że udało mi się powtórzyć sukces z przed roku. Co mnie bardzo ucieszyło na 4 miejscu finiszował mój zawodnik Mateusz, który w kat. Wiekowej zajął 1 miejsce”.
Na dystansie 75+ km wystartował Jakub Geppert, który również chciał powalczyć o rekord trasy. Tak zrelacjonował swój bieg.
„W lesie było dość duszno, niestety trzeba było się troszkę namęczyć na początku zanim organizm przyzwyczaił się do panujących warunków. Biegłem jednak przed siebie w tempie na rekord trasy, utrzymywałem cały czas pozycję lidera, choć widziałem kilku zawodników, którzy mocno wypalili do przodu. Wiedziałem, że takim tempem nie biegną dystansu 75 kilometrów, a cos krótszego. Trasa piękna, wśród drzew liściastych, które dawały dużo cienia i drzew iglastych, które niestety przepuszczały promienie słoneczne. Co do pogody to naprawdę było coraz goręcej, z minuty na minutę zachmurzenie znikało. Na 19 kilometrze zatrzymałem się na małej plaży, aby obmyć i schłodzić głowę i kark. Wstając z straciłem równowagę i wpadłem jednym butem do wody. Na szczęście upał szybko wysuszyła but i kilka kilometrów dalej mogłem już biec normalnie. Na około 26 kilometrze, gdzieś w zaroślach, gdzie gałęzie wbijały się w oczy, gdzie pokrzywy paliły w całe nogi zgubiłem trasę, nie widziałem znaczników. Wtedy odpaliłem na zegarku mapę i na szczęście znalazłem właściwy szlak. W tym momencie straciłem około 1,5 kilometra. Na tym odcinku zaliczyłem też 2 upadki, jeden przez korzeń, a drugi przez pnącza, które wplątały mi się w nogi. W końcu wyszedłem z tych zarośli i dobiegłem do 30 kilometra. To właśnie tu zawodnicy decydowali czy pobiegną 45 kilometrów, czy 75 kilometrów. Oczywiście wybrałem dłuższy dystans. Chwilę porozmawiałem ze znajomym na punkcie i już wtedy oznajmiłem, że nie będę biegł na rekord trasy, nie w tym upale. Kolejne kilometry mijały mi dosyć szybko, chociaż oczywiście warunki atmosferyczne dawały mocno popalić, szczególnie na otwartej i wyasfaltowanej częściowo trasie. Wbiegłem na metę, jako zwycięzca dystansu 75 km z czasem 6:38:57”.